Życie zaczyna się po czterdziestce. Złośliwi twierdzą, że po czterdziestce to ono się zacina. I po czterdziestce człowiek zaczyna się dowiadywać, że ma różne organy. Na przykład nerki. Oj, mam nerki! Dwie! I biodra mam. Zwłaszcza lewe. Przypomina mi o sobie co rusz. Mam też ścięgno palca serdecznego prawej ręki. Mam też łokieć, chociaż lekarz twierdzi, że łokieć to akurat nie mój, tylko tenisisty. Do chrzanu z takim łokciem! Mówię Wam! Mój by mnie tak nie bolał. :> Swoją drogą ciekawe, gdzie się podział mój koroneczkowy łokieć. Hę? Ów tenisista mi go drapnął? ;>
Jaka zatem rada na te wszystkie organy? Ano jakieś terapii trzeba. Najlepiej takiej, przy której zapomina się o wszystkim.
I raz, i dwa, i trzy, pikotek,
i raz, i dwa, i trzy, pikotek...
Jak liczenie baranów, a myśli sobie płyną powoli...
A serce? A co z sercem? A niech tam sobie boli*...
Wachlarzyki w ostatnim rzędzie
to wynik usiłowania zrobienia jednej gwiazdeczki Renulkowej. No, nijak ja ze schematów nie umiem robić. Zawsze mi coś całkiem innego wyjdzie.
*) Magda Czapińska
**) Jest taki stary zwyczaj wśród osób szyjących patchworki, że w każdym patchworku musi być jakiś błąd. Jeśli nie udało się go zrobić przypadkiem, to trzeba zrobić go specjalnie. Właśnie po to, by ten błąd przypominał nam , że tylko Bóg jest doskonały, a my nie. Niniejszym zatem ogłaszam, że od dzisiaj zasada ta obowiązuje również we frywolitkach. No, przynajmniej takich większych.:)
Jaka zatem rada na te wszystkie organy? Ano jakieś terapii trzeba. Najlepiej takiej, przy której zapomina się o wszystkim.
I raz, i dwa, i trzy, pikotek,
i raz, i dwa, i trzy, pikotek...
Jak liczenie baranów, a myśli sobie płyną powoli...
A serce? A co z sercem? A niech tam sobie boli*...
Frywolitkowa Serwetka Terapeutyczna
w skrócie FeST
Z błędem. Na dowód, że ręcznie uczyniona. I ku przypomnieniu, że tylko Pan Bóg jest doskonały**. w skrócie FeST
to wynik usiłowania zrobienia jednej gwiazdeczki Renulkowej. No, nijak ja ze schematów nie umiem robić. Zawsze mi coś całkiem innego wyjdzie.
*) Magda Czapińska
**) Jest taki stary zwyczaj wśród osób szyjących patchworki, że w każdym patchworku musi być jakiś błąd. Jeśli nie udało się go zrobić przypadkiem, to trzeba zrobić go specjalnie. Właśnie po to, by ten błąd przypominał nam , że tylko Bóg jest doskonały, a my nie. Niniejszym zatem ogłaszam, że od dzisiaj zasada ta obowiązuje również we frywolitkach. No, przynajmniej takich większych.:)
Oddalam się na kolejną terapię. Trzymajcie się cieplutko!
Wspaniałe efekty tej Twojej terapii pokazujesz Aniu. Co ja Ci będę słodzić - sama wiesz :):):)
OdpowiedzUsuńCudna jest, biała jest i z niebieskim świetnie jej do twarzy.
Mnie zawsze uczono, że jak po 50-tce nic nie boli to znaczy, że człowiek ...... nie żyje.
Ciekawe co będzie po 60-tce, bo jak na razie wiem, że żyję.
Hi, hi! Tereniu, po sześćdziesiątce pójdziemy do sklepu zaopatrzenia medycznego i wymienimy sobie nasze organy na nówki nie śmigane. ;)
UsuńBuźka!
Hej , dziewczyny, po sześćdziesiątce posiada sie jeszcze kilka własnych organów ;-)))
UsuńRóżnie to bywa, Anka może doczeka takich wymiennikowni, ze mną gorzej - czasu mało :):):)
UsuńHi,hi! Babeczki, jesteście niemożliwe! :D
UsuńAniu super ta Twoja terapia....Ja wiem po sobie , że terapia " pracowa " jest dobra na wszystko....Miłego tygodnia pa...
OdpowiedzUsuńCudnego ma Pani bloga ! Te serwetki, kolczyki ah.... a ceramika ! zakochałam się w niej wprost.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam A.
Śliczna serwetka! Frywolitki zawsze wyglądają cudownie, nawet z błędem :)
OdpowiedzUsuńCo do bólu, to zacytuję Ci mój ulubiony fragment z "Chirurgicznej precyzji" Barańczaka:
JEŻELI COŚ CIĘ BOLI:
—DOBRA WIADOMOŚĆ: ŻYJESZ.
—ZŁA WIADOMOŚĆ: TEN BÓL
CZUJESZ WYŁĄCZNIE TY.
:D
Orin, no to ja żyję na maksa! ;)
UsuńCudna serwetka... Szkoda, że powstaje jako terapia na ból, ale z drugiej strony, jeśli pomaga...
OdpowiedzUsuńTobatko, pomagać to może nie pomaga, ale na jakiś czas przynajmniej uwagę odwraca. :)
UsuńCudo. Oszałamiający efekt. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńcudo :) zastanawiam się ile frywolitek muszę zrobić żeby moje wyglądały tak pięknie :)
OdpowiedzUsuńLisku, krótko mówiąc dużo. ;)
UsuńNo nie zmówiły się dziewczyny, gdzie nie zajrzę to same cudeńka...Szydełko to ostatnio Moja pięta Achillesowa ...Ale frywolitki to już nie Moja bajka mogę tylko pooglądać i pozazdrościć zdolnych rączek Aneczki:))
OdpowiedzUsuńA, zazdrość sobie do woli! :)))
UsuńWspaniała serwetka. Terapia robótkowa czyni cuda skoro mogą powstawać takie wspaniałości. Życzę dużo zdrówka i chętnie obejrzę kolejne prace.
OdpowiedzUsuń"Tera peutuj" się dalej... ja będę podziwiała...
OdpowiedzUsuńNo to się tera petuję. Aktualnie przy maszynie do szycia. Też nieźle można wsiąknąć i zapomnieć o bożym świecie. :)
UsuńSerwetka cudna!
OdpowiedzUsuńPiękna :) mam wrażenie, że strasznie mocno zaciskasz supełki...
OdpowiedzUsuńTakie trochę monotonne, trochę myślące zajęcie działa prawie jak trans :)
Pozdrawiam i wracam do mojego szydełkowego transu ;)
anza, strasznie to może nie, ale rzeczywiście mocno. Dzięki temu odpada mi krochmalenie i napinanie serwetek po praniu.
UsuńCudna terapia i do tego na niebieskim :)
OdpowiedzUsuńOh wow! That is absolutely stunning! Gorgeous, gorgeous, gorgeous!!!!
OdpowiedzUsuńThaks, Michelle :)
Usuńzwala z nóg - uwielbiam frywolitki, ale wciąż nie mam czasu by na poważniej się nimi zająć... ehh. Podziwiam zawsze z przyjemnością a ta praca jest niesamowita!! Zazdroszczę umiejętności (oby z tej zazdrości urodziło się samozaparcie do nauki ;)
OdpowiedzUsuńEch... Ania, no wcale się u Ciebie nie pocieszyłam. No bo co, że serwetka piękna, jak wszystko inne do kitu!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Oj, tam, oj, tam, Jolciu! :*
Usuńdzieło mistrza-cudo
OdpowiedzUsuńSerweta doskonała!!!!!!!!!!! I Bóg by takiej nie zrobił:)chyba cudem:)!!! A,że to i owo doskwiera po 40-tce( u mnie 45-tce) to tylko się cieszyć, bo przynajmniej wiemy ,że żyjemy!:)Żartuję oczywiście i dużo zdrówka życzę!!!
OdpowiedzUsuńNutko, to ja tez chyba cudem ją zrobiłam tą moją obolałą ręką. Hi,hi! Buźka!
UsuńNie strasz mnie tą czterdziestką, bo kto będzie do dzieci w nocy wstawał? Tenisista, czy kto? :)
OdpowiedzUsuńA co do serwetki... mmm... na punkcie takiej można dostać zawrotów głowy (jakby bólu stawów było mało).
Jak dobrze, że nawróciłaś się do dużych projektów!
Mąż! :))))
UsuńFakt - jemu czterdziestka stuknie 3 lata później ;P
UsuńPrzepiękna jest ta serwetka! Chciałabym kiedyś nauczyć się frywolitki:)
OdpowiedzUsuńKazet, no to czółenka w dłoń i próbuj! :)
UsuńDziękuję Wam, Kochane Moje, za wszystkie komentarze. Aż się chce pokonywać te swoje zmory, by tworzyć kolejne rzeczy. Zresztą same wiecie, jak to jest. :)))
OdpowiedzUsuńCudowna. Arcydzieło.
OdpowiedzUsuńJa również dowiedziałam się, że mam organy, ale jakoś trzeba z tym żyć.
Pozdrawiam
No to żyjmy razem! ;)
UsuńŁokieć tenisisty Ci służy ;)
OdpowiedzUsuńA jak się jeszcze przyznajesz, że i maszyna Ci nie straszna, to ja myślę, że Ty nas kokietujesz tymi dolegliwościami, żebyśmy Ci współczuły i nie szukały tej pomyłki w robótce ;)
Agnieszko, pożyczyć Ci na trochę tego łokcia? Bo ja chętnie się go pozbędę. ;>
UsuńTe bóle tak wchodzą w człowieka a później wychodzą :D.
OdpowiedzUsuńSerwetka przecudna .Napatrzeć się nie mogę. Kiedyś próbowałam się zmierzyć z frywolitką i poległam , Teraz ponowiłam probe i jakimś cudem wyszło. Na razie tylko jednym czółenkiem ,ale dumna jestem ogromnie . Pozdrawiam i życzę aby ten ból już wyszedł.
3nereida, jak już opanowałaś supłanie, to przejście z jednego czółenka na dwa to pikuś!
UsuńPrzepiękne koronki.
OdpowiedzUsuńNie znałam tego powiedzonka,ze "życie się zacina", rozbawiło mnie :))))
Pozdrawiam!
Ależ arcydzieło!!!! przepiękna, gratuluję
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Aniu, ale uśmiałam się z tego tenisisty... WIem,że Tobie z tym nie jest do śmiechu, ale tak na wesoło o tym piszesz.
OdpowiedzUsuńPrzeraziłaś mnie tym progiem po 40. Ja już niedługo...
Serweta CUDOWNA! Według mnie jest idealna.
Pozdrawiam Ciebie Aniu i życzę dużo zdrówka.
Agnieszko, jak się choróbsko obśmieje, to już nie jest takie straszne. ;) Buziaczki!
UsuńPięknie,pięknie-jestem zachwycona,Pozdrawiam serdecznie z Dobrych Czasów.Papa Jola
OdpowiedzUsuńMistrzowska terapia!!!! u mnie podobnie jak u Ciebie ze schematami. Robię coś z przepisu, a i tak coś dodam od siebie. Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńDawno do Ciebie nie zaglądałam, a tu tyle pięknych koronek frywolitkowych !!!
OdpowiedzUsuńPo prostu cudna
OdpowiedzUsuńTo jest frywolitkowe arcydzieło!!!!
OdpowiedzUsuńCzy u Ciebie na blogu były wytyczne jak powinna wyglądać wizytówka? Szukam i nie mogę znaleźć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJoanno, były. Ale przepadły mi stare posty i są nie do odzyskania, niestety. :(
UsuńO rany! A tam były takie cenne informacje. Czy możesz jeszcze raz napisać taki poradnik?? Proszę :)
UsuńJoanno, chodzi mi po głowie, by to wszystko jakoś odtworzyć, ale ja tego bloga tworzyłam przez kilka lat, więc łatwe to nie będzie. :(
UsuńAniu, będę mocno trzymała kciuki:)
UsuńNie wierzę, że można mieć tyle cierpliwości! :) Chylę czoła :)
OdpowiedzUsuńCoś innego? To jest tak piękne, że ja tam błędów się doszukiwać nie będę, tak ma być i tyle :)Pozdrawiam, Marta
OdpowiedzUsuńO rany Aniu, ta serwetka jets zjawiskowa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńzdrówka Ci duzo zycze:)
po prostu cudo! majstersztyk!! podziwiam;-)))
OdpowiedzUsuń